Pies w sukience z rostrzaskanym łbem
Na Zarabiu koło Myślenic młodzi ludzie świętowali nadejście lata. W mroku zauważyli zakrwawionego, czołgającego się po jezdni psa. Od razu było widać, że to robota jakiegoś sadysty. Suka: ładny, dobrze utrzymany owczarek niemiecki z roztrzaskaną czaszką miała na sobie niebieską, damską sukienkę...Zawiadomiona policja w Myślenicach, wezwała lekarza weterynarii. Pies został uśpiony, nie było szans, żeby go uratować. Wstępna opinia lekarza wykluczała wypadek komunikacyjny.
Fundacja "Zwierzę nie jest rzeczą" dowiedziała się o sprawie przypadkowo i od razu skontaktowała się z policją. Okazało się, że funkcjonariusze nie zabezpieczyli ani zwłok, ani sukienki. Nie wiedzieli nawet, co się z nimi stało.
Wolontariusze fundacji znaleźli uśpionego psa na terenie straży miejskiej w Myślenicach. W plastikowym worku, leżał już drugą dobę na słońcu i miał być zabrany przez firmę utylizacyjną. Fundacja zrobiła dokumentację fotograficzną i przewiozła zwłoki do Państwowego Zakładu Higieny Weterynaryjnej. W Krakowie nie było możliwości przeprowadzenia szczegółowej sekcji i wystawienia opinii, która mogłaby służyć jako dowód w prokuratorskim postępowaniu.
Wolontariuszka prywatnym samochodem zawiozła więc zwłoki na sekcję do Wrocławia do Katedry Patologii i Weterynarii Sądowej. Sekcja wykazała, że ciosy zadano narzędziem z ostrymi krawędziami. Sprawą zajęła się prokuratura w Myślenicach i zobowiązała się do pokrycia kosztów sekcji zwłok.
Gdyby nie fundacja, nie byłoby śledztwa, bo jak nie ma zabezpieczonych zwłok, trudno komukolwiek udowodnić winę. Dlaczego funkcjonariusze nie zabezpieczyli dowodów? Rzecznik Komendy Powiatowej w Myślenicach asp. Szymon Sala nie odpowiedział nam na to pytanie. Stwierdził tylko, że zwłoki zabezpieczyła fundacja. Teraz policja prowadzi dochodzenie pod nadzorem prokuratury.
« powrót