Kobieta zmarła w szpitalu. Lekarze nie wiedzą kiedy i dlaczego
Wojciech Ratajczak otrzymał akt zgonu swojej żony, w którym nie było informacji ani o przyczynie śmierci kobiety, ani dokładnej godziny ustania czynności życiowych. Groteski zdarzeniu dodaje fakt, że rzecz miała miejsce w szpitalu.
60-letnia Zdzisława trafiła do szpitala w Puszczykowie, ponieważ wymagała zabiegu koronaroplastyki. To jedna z metod leczenia choroby niedokrwiennej serca, która grozi zawałem.
W nocy, dwa dni po zabiegu, pacjentka zmarła. Jej mąż otrzymał wypis, na którym nie było jednak godziny zgonu i jego przyczyny. Zaczął dopytywać lekarzy, co tak właściwie się stało.
Okazało się, że na sali, na której leżała pani Zdzisława, nie było nikogo prócz niej. Dzwonek, którym można byłoby zaalarmować dyżurkę, że coś jest nie tak, był poza zasięgiem kobiety. To jednak nie koniec - pani Zdzisława nie była podłączona do żadnej aparatury monitorującej.
Lekarz prowadzący przypadek kobiety wyjaśnił w rozmowie z mężem zmarłej, że jej stan po zabiegu był na tyle dobry, że nie wymagała monitorowania. Informacji tych nie potwierdza jednak przyjaciółka Zdzisławy. Tłumaczy, że gdy odwiedzała ją dzień wcześniej, pacjentka skarżyła się na osłabienie i fakt, że leki przeciwbólowe nie przynoszą jej ulgi.
Prof. Henryk Wysocki w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" wyjaśnił, że to, co stało się w szpitalu w Puszczykowie, to niedorzeczność. Wszyscy pacjenci przechodzący zabiegi związane z serem, muszą być po nich monitorowani, ponieważ do zatrzymania akcji organu dochodzi w takich przypadkach dość często.
Na postawie: http://www.rmf24.pl/
źródło: Onet.pl
« powrót
