"Gazeta Wyborcza": śmierć w nocnym klubie we Wrocławiu
Sprawa Cocomo wraca, choć właściciel zrezygnował już z tej nazwy. Nocne kluby zmieniły szyldy, ale nadal zarządza nimi ta sama firma. We Wrocławiu tydzień temu w jednym z lokali go-go doszło do śmiertelnego pobicia. Pobity przez ochroniarza mężczyzna zmarł w szpitalu - informuje "Gazeta Wyborcza".
Dwa wrocławskie kluby zmieniły nazwy z Cocomo na "Princess" i "Passion", to właśnie w tym drugim, w nocy z 21 na 22 września doszło do dramatycznych wydarzeń. Jeden z klientów lokalu, jak podaje gazeta, został brutalnie pobity przez ochroniarza. Mężczyzna trafił do szpitala, nie udało się go uratować.
Sprawą zajęła się prokuratura. Ochroniarz jest poszukiwany. Jest to osoba znana policji.
Kilkadziesiąt spraw w wielu miastach
Na terenie całego kraju przeciwko właścicielowi klubów Cocomo toczy się kilkadziesiąt spraw. Na początku września wszystkie lokale zostały na krótko zamknięte, by już tydzień później rozpocząć działalność pod innymi szyldami. Wszystkimi klubami nadal zarządza ten sam właściciel.
O Cocomo zrobiło się głośno po sprawie z Poznania, kiedy to jeden z klientów klubu go-go obudził się z rachunkiem opiewającym na blisko milion złotych. Biznesmen z branży metalurgicznej bawił się w lokalu z kolegami. Przez cały wieczór płacił kartą bez limitu. Twierdzi, że pamięta tylko wejście i pierwszego drinka.
Następnego dnia obudził się w pokoju hotelowym i znalazł w kieszeni swoje oświadczenie, że na alkohol w Cocomo wydał… ponad 970 tys. zł. Sprawdził konto i okazało się, że tej nocy dokonał 44 transakcji kartą. Zgłosił to na policję. Postępowanie wszczęła już prokuratura.
Podobne postępowania toczyły się w Trójmieście i Krakowie. W Warszawie w klubie tej sieci klientowi wyceniono drinka na… 90 tysięcy zł. Tak, jednego.
Reporterzy programu "Uwaga!" dotarli do szefa sieci klubów. Usłyszeli, że Jan Szybawski niewiele robi sobie z zamieszenia, które spowodowała działalność sieci klubów. Właściciel lokali zaznaczył, że "boi się tylko Boga".
źródło: Onet.pl
« powrót
