"Newsweek": tabletki śmierci
Zamiast ćwiczeń i diety wybierają trujące pigułki na odchudzanie. Nielegalny biznes w sieci rośnie w siłę, bo kobiety, gdy chcą się odchudzić tracą rozum.
Dwudziestoletnia Martyna z Warszawy chciała schudnąć łatwo i szybko. W internecie, na popularnym portalu ogłoszeniowym, znalazła ofertę tabletek z dinitrofenolem (DNP), środkiem, stosowanym jako broń chemiczna w Wietnamie. Ogłoszenia z DNP sąsiadowały z ofertami tabletek z tasiemcem (wyniszczają organizm, pasożytem można zarazić całą rodzinę), nielegalnymi preparatami na bazie HCG (preparat hormonalny z łożyska ciężarnych, brak łaknienia, nudności, wymioty). I oczywiście z całym arsenałem nielegalnych spalaczy tłuszczu, głównie z Chin. Martyna połknęła 40 tabletek DNP i ugotowała się od środka. Jeszcze w szpitalu, na kilka godzin przed śmiercią zażywała po kryjomu trujące pigułki.
Wydawać by się mogło, że ta tragedia odstraszy Polki od kupowania środków na odchudzanie niewiadomego pochodzenia. Tymczasem już po śmierci warszawianki na tym samym portalu ukazały się ogłoszenia nowych chętnych na zakup DNP.
– Mamy do czynienia z biznesem, który żeruje na ludzkiej desperacji i
naiwności – uważa toksykolog dr Marcin Zawadzki z Zakładu Medycyny
Sądowej we Wrocławiu. To on, jako pierwszy specjalista w Polsce
przebadał tabletki, które do dziś w pięć minut można zamówić w
internecie (przyjdą do domu najpóźniej po pięciu dniach). Zainteresowały
go chińskie tabletki na odchudzanie. Zamiast deklarowanych przez
producenta liści lotosu i wyciągu z pestek arbuza w tabletkach lekarz
znalazł pochodne amfetaminy. Dr Zawadzki namówił wówczas na ankietę 50
internautek zażywającymi chińskie tabletki. Wszystkie miały objawy
zatrucia: zaburzenia rytmu serca, uderzenia gorąca – jak przy
menopauzie, zaburzenia lękowe, halucynacje i objawy psychozy
poamfetaminowej
Agnieszka Czerwińska, właścicielka agencji modelek plus size Nobody's
Perfect (jeszcze kilka lat temu ważyła 120 kg, dziś 68) uważa, że nie ma
takiej trucizny, której nie spróbowałaby zdesperowana kobieta, gdy chce
szybko zrzucić kilogramy. Ona też kilka lat temu też zamówiła świństwo
z internetu. I wylądowała w szpitalu. Tak jak Alina z Krakowa,
pedagożka specjalna i matka dwuletniego Stefanka, która na odmianę
odchudzała się tasiemcem, a potem, z objawami anemii i drgawkami
wylądowała na ostrym dyżurze.
– Czy ty kobieto, masz rozum? – zapytał ją wtedy lekarz, bo w końcu
przyznała się, że na własne życzenie zaprosiła do siebie rujnującego jej
zdrowie pasożyta.
Co było dalej? Po wyjściu ze szpitala Alina przerzuciła się na tabletki z
johinbiną, również zakazaną w Polsce, bo mogą powodować zawał. Kupiła
je w sieci bez problemów, w wirtualnym sklepie, firmowanym przez...
stowarzyszenie ekologiczne. "Ekolodzy" mogą się czuć bezkarnie, bo
nielegalnym handlem w sieci nie interesuje się nikt, ani służby
farmaceutyczne i sanitarne. Policja poprzestaje na spektakularnych, ale
rzadkich łapankach.
I tylko naukowcy biją na alarm. Prof. Zbigniew Fijałek z Narodowego
Instytutu Leków ostrzega, że jeśli szybko nie znajdziemy sposobu, by
ukrócić handel truciznami, ofiar pigułek na odchudzanie będzie
przybywać. źródło: Onet.pl
« powrót