Cud w Sokółce na Podlasiu.
Jak podaje FAKT.PL , dla Jacka Dębko z Sokółki na Podlasiu te święta będą wyjątkowe. Nie tylko z powodu choinki, życzeń, czy śpiewania kolęd. Razem z rodziną wybiera się na pasterkę do kościoła św. Antoniego. Przed cudowną hostią wszyscy podziękują Bogu za ocalenie życia panu Jackowi
Według wszystkich racjonalnych przesłanek bowiem, Jacek Dębko powinien już nie żyć. Pracował na wysypisku. Tam, pijany kolega, wciągnął go do maszyny, która prasowała odpady. Czaszka mężczyzny została niemal zmiażdżona. Lekarze, którzy zajęli się mężczyzną zaraz po wypadku, nie dawali mu szans na przeżycie. Jego ciało było potwornie poharatane.
– W szpitalu podtrzymywali funkcje mojego organizmu, ale nikt nie dawał złudzeń rodzinie. Kazali się im ze mną żegnać – przypomina sobie Jacek Dębko – Na szczęście mój brat i rodzina tak łatwo się nie poddali.
Zbigniew Dębko, brat pana Jacka, udał się do proboszcza parafii św. Antoniego, i tam prosił go o modlitwę w intencji umierającego brata. – Powiedziałem mu wtedy, że pan Bóg ma większe możliwości niż lekarze, że trzeba się gorliwie modlić - mówi ksiądz Stanisław Gniedziejko, proboszcz parafii św. Antoniego.
Jacek Dębko jeszcze tego samego dnia zamówił mszę w intencji ocalenia życia.
– Po mszy cała rodzina padła przed cudowną hostią i błagali ze łzami w oczach o zdrowie dla pana Jacka - wspomina proboszcz Gniedziejko.
Na bożą odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Następnego dnia, ze szpitala przyszły dobre wieści: pan Jacek przestał gorączkować. Kolejne dni wprowadziły w osłupienie lekarzy, bo stan ich pacjenta tak szybko się poprawiał, że wkrótce wybudzono go ze śpiączki. Pan Jacek, chociaż stracił oko, wkrótce wrócił do zdrowia.
źródło fakt.pl
« powrót
